Tiul może nie jest najnowszym hitem mody, bo to już chyba jego czwarty sezon, jednak wydaje mi się, że jeszcze trochę z nami pobędzie. Przyjął się wśród kobiet i ma szansę stać się standardem, który powinien się zaleźć w szafie każdej kobiety. Moją spódnicę kupiłam w zeszłym sezonie w sklepie Fraternity w Blue City i poddałam ją lekkiemu tuningowi, bo na przecenie został jedynie rozmiar 36 lub 38, już nie pamiętam. A ponieważ ja zupełnie nie przejmuję się, gdy na zakupach coś na mnie nie wejdzie lub gdy panie sprzedające ubrania patrzą na mnie, jakbym szukała czegoś dla córki, to nie ograniczam się z eksperymentowaniem i wchodzeniem do marek, które nie mają linii plus size. Dzięki temu znalazłam bardzo dużo fajnych rzeczy. Taka właśnie historia spotkała i tą różową spódnicę, którą widzicie na zdjęciach. Zmian dokonałam w pasie, bo na wdechu nie wiele bym wytrzymała. 😉 Długość i szerokość w biodrach była OK, bo to bardzo uniwersalne modele.
W tym looku postanowiłam wykorzystać pierwsze wiosenne promienie słońca i połączyć stonowaną i klasyczną górę z odrobinę odjechanym dołem. Nie wiem na ile możecie sobie pozwolić w pracy na taką odrobinę szaleństwa, ale z pewnością na jakieś wyjście służbowe taki look będzie w sam raz. Uwielbiam kontrasty i tutaj też użyłam tego zabiegu przy połączeniu klasycznej, konserwatywnej marynarki z intensywnym różowym efektownym tiulem, a do w sumie już wiosennego looku, dodając torebkę Obag z futerkiem. Przejściowe tygodnie pomiędzy sezonami, to jedyne takie momenty, kiedy można łączyć dwa skrajne elementy lub akcesoria z dwóch różnych pór roku. Potem albo można się spocić, albo zmarznąć, albo to po prostu już za dobrze nie wygląda. 😉
fot.
Artcharlotte
Marynarka & top: H&M
Spódnica: Fraternity
Buty: Venezia
Torba: Obag
Zegarek: MK
Bransoletka: Minty dot
Brak komentarzy